Róbmy to, co mamy zrobić, na naszą miarę, według naszych możliwości, ale dajmy z siebie wszystko. Genialnie Ewangelia nazywa tego sługę „nieużytecznym". Nie chodzi o to, byśmy zrobili w życiu nie wiadomo co, ale o to, byśmy byli choć trochę użyteczni. A w tym celu nie trzeba napisać dziewięciu symfonii i zdobyć Mount Everestu.

Nie wszystkim jest to dane, większości z nas pisane jest raczej zaśpiewanie pieśni w kościele i zdobycie Giewontu. Ale jeśli dlatego, że Beethoven napisał dziewięć genialnych symfonii, a Kukuczka zdobył Mount Everest, uznamy, że nie ma sensu śpiewać w kościele, i nie będzie nam się chciało wchodzić na Giewont, to jesteśmy w tragicznym położeniu. „Być użytecznym" nie brzmi poetycko, ale jest dobrym pomysłem na życie. Może jeśli zrobimy kilka drobnych użytecznych rzeczy w życiu, to usłyszymy kiedyś: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!".
ILG