Warto pomyśleć jakie miejsce zajmuje Duch Święty w moim życiu? Czy Duch Święty jest w Wieczerniku mego serca gospodarzem, czy gościem? A może zupełnie już dla Niego nie ma miejsca w moim życiu? W prawdzie odwiedzam Go co niedzielę w kościele, bo tak mnie wychowano, bo taki mam zwyczaj, ale czy moja obecność wynika z wiary?

Czy mogę powiedzieć, że uzależniam każdy swój życiowy krok od omówienia Go z Bogiem na kolanach? Czy jest to dla mnie tak ważne jak powietrze dla życia? A może wolę, by nie wchodził w moje życie, by został w murach kościoła? Może po prostu jego styl życia nie pasuje do mojego? Może musiałbym zbyt dużo zmienić w sobie, podporządkować swój styl życia do Jego stylu, czyli do Ewangelii? Nam, współczesnym ludziom, zawsze wśród takich pytań zawsze łatwiej jest powiedzieć: to nie możliwe, za trudne, to nie dla mnie, to nie na ten czas. Jednak przy takiej „duchowej dezercji” nigdy nie zaznamy szczęścia.

Uczyńmy dzień Pięćdziesiątnicy chwilą ważnego życiowego wyboru, otwórzmy swoje serce na działanie Ducha Świętego. Powtarzajmy ustami i całym życiem: przyjdź Duchu Święty, ja pragnę... On nieustannie przychodzi, lecz Jego przyjście można porównać do cichego powiewu wiatru. Nie czekajmy tylko na ogniste płomienie. On jest delikatny i nigdy nie wchodzi nieproszony. Pozwólmy Mu działać. Nie musimy się silić na piękne, wyniosłe słowa. To On modli się w nas. „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami.” (Rz 8,26)